Od fascynacji Kirgistanem do opracowania słownika – rozmowa z Hansem-Joachimem Arnoldem

Hans-Joachim Arnold

Pisałam już nie raz o tym, że Niemcy i Kirgistan łączy o wiele więcej, niż można by się spodziewać. Nie tylko kirgiska mniejszość w Niemczech i niemiecka w Kirgistanie, nie tylko popularność Czingiza Ajtmatowa w tym kraju i nie tylko kirgiska książka kucharska po niemiecku. Jak się okazuje, za naszą zachodnią granicą stosunkowo niedawno powstał też słownik kirgisko-niemiecki i niemiecko-kirgiski.

Autor słownika, Hans-Joachim Arnold, to człowiek o ogromnej wiedzy historycznej i językowej, mający powiązania rodzinne także z Polską, więc i nasz język nie jest mu obcy. Miałam okazję poznać go osobiście jeszcze w 2010 r. na targach ITB (Internationale Tourismus-Börse) w Berlinie, gdy towarzyszył zaprzyjaźnionym wystawcom z Kirgistanu i prezentował odwiedzającym świeżo wydany słownik. Oto rozmowa o tym, jak doszło do tego, że fascynacja krajem przerodziła się w wieloletnią, lecz zakończoną sukcesem pracę.

Jak doszło do tego, że zainteresował się Pan Kirgistanem i Azją Centralną?

W 1952 r., gdy miałem 16 lat (w NRD), zacząłem uczyć się tureckiego. Moje zainteresowanie Bliskim Wschodem, zwłaszcza Turcją i krajami arabskimi, zaczęło się od książek Karola Maya.

Jeszcze wcześniej dzięki pewnemu opowiadaniu zatęskniłem za Mongolią, za życiem w jurtach i sfermentowanym mlekiem klaczy.

Pewnego dnia pomyślałem: to wszystko możesz znaleźć także w Kirgistanie, wraz z ukochanymi wędrówkami po górach, ponadto podróż będzie łatwiejsza ze znajomością rosyjskiego i podstaw tureckiego. Wkrótce zacząłem uczyć się kirgiskiego, spędziłem w Kirgistanie w sumie dziesięć tygodni i teraz mam bardzo emocjonalny stosunek do tego kraju.

Uczył się Pan kirgiskiego jeszcze przed podróżą?

Tak, zacząłem. Mniej więcej trzy miesiące przed moją podróżą mój późniejszy przyjaciel Władimir Biriukow z firmy Tien-Shan Travel przywiózł mi na targi ITB rosyjskojęzyczny podręcznik do kirgiskiego. Później przetłumaczyłem go na niemiecki i opublikowałem wraz z minirozmówkami i słowniczkiem. Ten słowniczek stał się potem podstawą mojego słownika.

Co to była za książka? Udało się Panu wydać ten niemiecki przekład?

Była to książka Süjümkan Ömüralijewej i Swietłany Kunduzakowej „Izuczajem kyrgyzskij jazyk” (Өмүралиева С., Кундузакова С., Изучаем кыргызский язык, „Алтынай“, Бишкек 1997). Był to powielany maszynopis o bardzo złej jakości. Niestety, nie udało mi się dotrzeć do autorek ani do wydawnictwa. Utrudniona czytelność tekstu przyczyniła się właśnie do mojej pracy.

Kiedy udało się Panu po raz pierwszy pojechać do Kirgistanu?

Latem 1998 roku.

W ostatnich latach Kirgistan jest dość popularnym celem podróży. A jak było w latach 90? Czy dojazd tam i poruszanie się po kraju był łatwy, czy trudny?

W 1998 r. istniały jeszcze kirgiskie linie lotnicze „Kyrgyz Aba Dżołdoru“ („Кыргыз Аба Жолдору”, to odpowiada tureckiemu „Hava Yolları”), które dwa razy w tygodniu latały bezpośrednio z Frankfurtu nad Menem i Hanoweru.

Jeśli chodzi o podróżowanie wewnątrz kraju, wyjazd nad Issyk-kul, Song-köl i do Karakołu, a także do odnogi lodowca Inylczek wraz z kierowcą i przewodnikiem zorganizowała nam firma Tien-Shan Travel. Do tego doszedł trekking po górach od doliny przez przełęcz do następnej doliny, gdzie czekał na nas samochód. Był nawet lot helikopterem od granicy kazachskiej do lodowca u podnóża Chan Tengri (6996 m n. p. m.). Noclegi w Biszkeku i Karakole były w hotelach, pozostałe pod namiotem i w jurtach.

Z powodu niewystarczającej wiedzy o kraju (noclegach, środkach transportu i szlakach) nie zdecydowaliśmy się wtedy na podróż na własną rękę.

Czy była to Pańska jedyna podróż do Kirgistanu?

Nie, po podróży w 1998 r., gdy spędziliśmy tam cztery tygodnie, pojechałem jeszcze raz w 2002 r. na sześć tygodni.

Jak spędził Pan ten drugi pobyt? Czy w Kirgistanie przez ten czas dużo się zmieniło?

W 2002 r. odbyłem dwie kilkudniowe wędrówki z namiotem: z kurortu Dżeti-Ögüz („Siedem Byków”) przez góry do Ałtyn-Araszan powyżej Karakołu. Potem z Bałykczy na północnym wybrzeżu Issyk-kulu przez przełęcz Kałmak-Aszuu w dolinę rzeki Czong-Kemin.

Władimir Biriukow zapewnił mi towarzystwo dwóch młodych przewodników, którzy, będąc pod trzydziestkę, mogli pokonywać przełęcze dwa razy szybciej niż ja w wieku 64 lat.

W międzyczasie zaprzyjaźniłem się z rodziną pewnego profesora, dzięki któremu mogłem spędzić dwa tygodnie w ośrodku wypoczynkowym uniwersytetu w Biszkeku na północnym brzegu Issyk-kulu.

Oferta turystyczna na tym zieleńszym północnym brzegu bardzo się poprawiła (wiele kwater prywatnych). Nowością dla mnie było poczucie mobilności. Można było zatrzymać na ulicy praktycznie każdy samochód i za umówioną cenę dojechać całkiem daleko.

Co zaobserwował Pan podczas podróży do Kirgistanu, jeśli chodzi o sytuację językową tego kraju?

Język rosyjski ma bardzo mocną pozycję w Kirgistanie. Prawie wszyscy jego mieszkańcy są dwujęzyczni. Z rosyjskim można sobie poradzić praktycznie wszędzie.

W Biszkeku pozycja rosyjskiego jest jeszcze mocniejsza, podobnie jak udział Rosjan w ogólnej liczbie mieszkańców. Rosyjski przeważa zwłaszcza w ministerstwach i urzędach, sam zaobserwowałem w ambasadzie Kirgistanu w Berlinie, że jej kirgiskojęzyczni pracownicy, etniczni Kirgizi, rozmawiają między sobą po rosyjsku.

Uważam, że to dobrze, że Kirgistan – w przeciwieństwie do Uzbekistanu, Turkmenistanu i Azerbejdżanu – zachował cyrylicę. Kirgistan ma bardzo silne powiązania kulturowe z Rosją, które zostałyby osłabione, gdyby wprowadzono alfabet łaciński dla języka kirgiskiego.

Poznał Pan jakichś Niemców mieszkających w Kirgistanie lub takich, którzy wyjechali stamtąd do Niemiec?

W Kirgistanie nie poznałem żadnych Niemców. Jednakże z zainteresowaniem zwróciłem uwagę na niemieckie nazwy miejscowości takie jak Rotfront, Luksemburg czy Johannesdorf. Nasz kierowca z 1998 r. kupił sobie piękny dom od Niemców, którzy wyjechali do Niemiec.

Przewodniczący Niemieckiego Towarzystwa Przyjaciół Kirgistanu (Deutsche Gesellschaft der Freunde Kirgistans) był Niemcem, który wcześniej mieszkał w Kirgistanie. Mówił wprawdzie płynnie po rosyjsku, lecz podobnie jak większość Rosjan mieszkających w Kirgistanie nie znał kirgiskiego. Ja zaś, znając kilka prostych zdań po kirgisku, byłem tam egzotycznym zjawiskiem.

Jak doszło do tego, że postanowił Pan stworzyć słownik?

Gdy zaczynałem uczyć się kirgiskiego z podręcznika i robić ćwiczenia, zauważyłem, że często zapominam pojedyncze słówka. Aby nie szukać ich co chwila w piątym, ósmym czy jedenastym rozdziale od początku wyrobiłem sobie nawyk zapisywania wszystkich nowych słów w porządku alfabetycznym. Tak powstał pierwszy słowniczek do mojego wydania podręcznika, który stał się potem podstawą słownika. Ważne jest to, by równocześnie tworzyć leksykon czy słownik dwujęzyczny, a więc kirgisko-niemiecki i niemiecko-kirgiski, żeby w każdej chwili móc używać go w obie strony.

Podczas pracy nad słownikiem bardzo pomógł mi dwutomowy słownik Konstantina Judachina (kirgisko-rosyjski i rosyjsko-kirgiski), który wówczas był nowością.

słownik niemiecko-kirgiski

Jak długo pracował Pan nad słownikiem?

Od 1999 do 2009 r., a więc około 10 lat. Słownik ukazał się w 2010 r.

Poza tym przez kilka lat tworzyłem też słownik uzbecko-niemiecki i niemiecko-uzbecki.

Czy opublikował Pan również ten drugi słownik?

Tak, również w 2010 r.

słownik niemiecko-uzbecki

Czy trudno było znaleźć wydawnictwo?

Nie. Słownik zrobiliśmy sami. Sam nosiłem wydruki z drukarni do introligatora i odbierałem stamtąd gotowe książki. Wydawcą jest Förderkreis für Bildung, Kultur und Internationale Beziehungen (Berlin-Reinickendorf).

Ważne jest to, żeby mieć numer ISBN i figurować w bazie księgarni. Popytu nie brakowało.

Prowadzę sprzedaż jako członek zarządu tego stowarzyszenia. Przyjmuję zamówienia, sam wypisuję rachunki i wysyłam książki do zamawiających księgarń.

Jak duży był nakład?

Przygotowywaliśmy książki zawsze w małych ilościach, w zależności od zapotrzebowania po 20, 30 lub 40 sztuk, ograniczając tym sposobem ryzyko. Inaczej niż w wydawnictwie, które musi wydrukować od razu kilkaset egzemplarzy. Prawdopodobnie nie znaleźlibyśmy wydawnictwa, bo grupa docelowa była za mała. Lecz popyt był, także w Austrii i Szwajcarii, na kilkaset egzemplarzy w ciągu roku.

fragment słownika kirgisko-niemieckiego

Kto zalicza się do grupy docelowej? Językoznawcy, turkolodzy czy jeszcze ktoś inny?

Za grupę docelową uważamy przede wszystkim przedstawicieli obydwu narodów, którzy chcą się uczyć języka, zaś w mniejszym stopniu językoznawców i turkologów, choć słowniki były zamawiane także przez instytuty turkologii i to właśnie one wyrażały ubolewanie, że w ciągu 20 lat transformacji nie pojawiła się żadna naukowa inicjatywa stworzenia takiego słownika.

Nie wiem natomiast, kto składał zamówienia w księgarniach. Mam jednak wrażenie, że zainteresowani byli głównie Kirgizi mieszkający w Niemczech.

Spotkałam Pana po raz pierwszy na targach ITB w Berlinie. Czy brał Pan udział także w innych wydarzeniach w Niemczech powiązanych z Azją Centralną?

Tylko w wydarzeniach kulturalnych wspomnianego Niemieckiego Towarzystwa Przyjaciół Kirgistanu w Miltenbergu w Bawarii (głównie wystawy sztuki i ich wernisaże; byłem członkiem tej organizacji, ale została już rozwiązana), Niemiecko-Kirgiskiego Związku Kulturalnego (Deutsch-Kirgisisches Kulturverein) w Berlinie, którego jestem członkiem (przeważnie spotkania dotyczące utworów Czingiza Ajtmatowa i obchody święta Nooruz) oraz ambasady Kirgistanu w Berlinie.

Mówi Pan także po polsku. Czy z Polską łączy Pana tak wiele, jak z Kirgistanem?

Znacznie mniej. Podobnie jak wszyscy moi przodkowie pochodzę ze Śląska, który dziś należy do Polski. Dzięki odwiedzinom w domu, w którym się urodziłem i miejscowości, w której mieszkał mój dziadek nawiązałem przyjacielskie kontakty. Mam synową z Polski, która jest wnuczką naszej dawnej pomocy domowej. Po 1990 r. często spędzałem urlop w Polsce, wędrowałem po Karkonoszach i ziemi kłodzkiej. Jako że mieszkam w Berlinie-Hermsdorfie, odwiedziłem wszystkie miejscowości na Śląsku, które wcześniej nosiły nazwę Hermsdorf i napisałem książkę o tych wszystkich Hermsdorfach (tytuł brzmi „Hermsdorf. Von Ohelshermsdorf bis Hinterhermsdorf”, Berlin 2013 – przyp. tłum.).

Dziękuję bardzo za rozmowę.


Oznaczone , , , , , , ,

2 opinii z “Od fascynacji Kirgistanem do opracowania słownika – rozmowa z Hansem-Joachimem Arnoldem

  1. Dzień dobry. Bardzo ciekawy wywiad, z którego sporo dowiedziałam się o Kirgistanie. Pod koniec wywiadu Joachim Arnold wspomina, że w jego rodzinie pracowała polska pomoc domowa. Tak, to była moja mama i podczas drugiej wojny światowej pracowała u rodziców kilkuletniego wówczas Joachima. Po wojnie Joachim, jako już dojrzały mężczyzna, przyjechał do Polski i wielu osobom, którzy podczas wojny pracowali w gospodarstwie jego rodziców, pomógł załatwić odszkodowanie. Od tamtego czasu pozostajemy nie tylko w przyjacielskich, ale później także rodzinnych relacjach (jego syn ożenił się z moją siostrzenicą). Joachim ma obecnie 81 lat i nadal jest bardzo sprawny intelektualnie i nadal pracuje naukowo. Cieszy się ogromnym szacunkiem naszej rodziny.
    Z poważaniem,
    Renata Bednarz z Chrzanowa

    1. Dziękuję bardzo. Nie spodziewałam się, że ten wywiad dotrze do kogoś z rodziny lub znajomych mojego rozmówcy, nie wiedziałam też o wspomnianych przez Panią odszkodowaniach, więc tym bardziej się cieszę z tej wiadomości. Pozdrawiam serdecznie z Poznania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *