Zapraszam do lektury kolejnych dwóch gazeli Mołły Panacha Wagifa, przełożonych odpowiednio przez Jana Huszczę i Leopolda Lewina.
(część I)
(część II)
(Tylko o lokach twych marzę…)
Tylko o lokach twych marzę, wonnych jako kwiecie.
Snuję się chory z miłości, blask w oczach nie świeci.
Jeśli malarz namalować portret jej zapragnie –
Chciałbym być pędzlem, by dotknąć choć policzka przecie.
Na czole obłok płonący, w którym wschodzi słońce –
Strzelec raniony, łabędziu, strzała nie doleci.
Tak mnieś urzekła, że jestem twoim niewolnikiem,
Co sam, jak księżyc po niebie, błąka się po świecie.
Nie ma dla ciebie, Wagifie, nigdzie ocalenia…
Jakież, dołeczki w policzkach, męki zadajecie!
(Różo, różo roześmiana…)
Różo, różo roześmiana, ja w rozłące krwawo płaczę.
Dniem i nocą targam kołnierz, który dusi mnie, i płaczę.
Odkąd twoje utraciłem pukle, cierpię niewymownie.
W cienki włos się przemieniłem, w mękach skręcam się i płaczę.
Tulipanie, przyjdź, podbródek twój mam wiecznie przed oczami.
Ogniem ciało osmalone, ono płonie, a ja płaczę.
Niech na jedną chwilę tylko wspomnę twoje rzęsy czarne.
Jakby w pierś mą ostre strzały wbiły się, boleśnie płaczę.
Radość zmarła już, Wagifie, gdy nie stało przyjaciółki.
Będę płakał, póki życia! Gorzko bez ustanku płaczę!