Język i kultura polska może być atrakcyjna dla mieszkańców Kazachstanu i to nie tylko tych, którzy mają polskie pochodzenie. Z kolei Kazachstan, do którego od niedawna możemy wjechać bez wizy, również ma wiele do zaoferowania Polakom. O podróżach, językach i wrażeniach z międzykulturowych spotkań opowiada dziś Justyna Całczyńska – polonistka, miłośniczka podróży i kina (laureatka nagrody PISF w kategorii „Liderzy Filmoteki Szkolnej”), która od niedawna pracuje w ałmatyńskim gimnazjum.
Jak doszło do tego, że została Pani nauczycielką języka polskiego w Ałmaty?
Na decyzję o tym, żeby wyjechać z Polski, złożyło się kilka przyczyn. Od 15 lat zajmowałam się edukacją filmową i medialną, współpracowałam z różnymi instytucjami, pracowałam w dobrym liceum i prowadziłam tam klasę o takim profilu. W swoich prywatnych podróżach coraz częściej zaczęłam wybierać szeroko pojęty Wschód, czyli kraje rosyjskojęzyczne. I wtedy okazało się po raz kolejny, że dzięki zawodowi, który wykonuję, mogę realizować swoje pasje – napisałam filmowy projekt wymiany młodzieży z Polski i Mołdawii, wyjeżdżałam jako prelegent na konferencje dotyczące edukacji filmowej odbywające się np. w Kijowie, zorganizowałam zbiórkę książek dla Naddniestrza. I kiedy tych wydarzeń było coraz więcej, pomyślałam, że może warto podzielić się swoją wiedzą i jednocześnie dalej się rozwijać, zdobyć nowe doświadczenia. Złożyłam dokumenty do ORPEG-u. Mogłam zaznaczyć w podaniu do jakiego kraju chciałabym pojechać, ale nie zrobiłam tego. Nie miejsce, a samo doświadczenie było dla mnie ważne. Kiedy zaproponowano mi wyjazd do Kazachstanu byłam bardzo szczęśliwa – kocham Azję Centralną. Ale wtedy chyba jeszcze do końca tego nie doceniałam. Po przyjeździe do Ałmaty okazało się, że to jest idealne miejsce dla mnie. Od samego początku czuję się tutaj jak u siebie, otaczają mnie życzliwi ludzie, w wolnym czasie mogę chodzić w góry.
Za zainteresowaniem danym krajem lub regionem świata często kryją się ciekawe historie. Jak to było w Pani przypadku? Dlaczego właśnie Azja Centralna?
To był zupełny przypadek, ale zmienił on mój sposób podróżowania i patrzenia na świat podczas wyjazdów. Zaczęło się od tego, że moja koleżanka wyjeżdżała na rok do Uzbekistanu do pracy. Miałyśmy ją odwiedzić we dwie, z dziewczyną, która umiała świetnie mówić po rosyjsku i interesowała się byłymi krajami ZSRR. Kiedy ja byłam już gotowa do podróży i nalegałam na zakup biletów lotniczych, ona stwierdziła, że przeprasza, ale tak naprawdę, to nie zamierzała nigdzie jechać. Myślę, że nawet nie wie, jak wielką przysługę mi zrobiła. Po pierwszej chwili zdziwienia pomyślałam, dlaczego nie miałabym pojechać sama?!? Nie znam języka rosyjskiego, nigdy sama nie podróżowałam, ale przecież jakoś dam sobie radę. I tak właśnie zrobiłam – poleciałam do Uzbekistanu. Koleżanka, która tam mieszkała, pracowała, więc sama wyruszyłam w tygodniową podróż z Taszkentu do Chiwy. Okazało się, że umiem porozumieć się po rosyjsku – kupić bilet, wynająć pokój w hostelu, zrobić zakupy, nawet rozumiałam mojego przewodnika po okolicach Samarkandy. Spotkałam cudownych ludzi, którzy zawsze chętnie mi pomagali, opowiadali o swoim kraju i traktowali jak gościa. Kiedy okazało się, że pociąg z Buchary do Chiwy jeździ co 3 dni, i akurat nie jest to ten dzień, który mi najbardziej pasuje, zapytałam Gospodynię hostelu, jakie są inne możliwości dojechania tam. Oczywiście powiedziała, ale trzeba było o świcie jechać na dworzec, czekać aż zbierze się grupa do taksówki, cenę należy wytargować, a tego bardzo nie lubię… Pomyślałam – będzie dobrze, nie ma się co martwić na zapas i poszłam na ostatni spacer po moim ulubionym mieście w Uzbekistanie. Kiedy wróciłam, Gospodyni już czekała na mnie z dobrą wiadomością – jej kuzyn mnie tam zawiezie i na dodatek za naprawdę nieduże pieniądze. Takich przygód mogłabym opowiedzieć wiele. Zrozumiałam też wtedy, że samotne albo raczej samodzielne podróżowanie pozwala zobaczyć więcej, być bardziej spostrzegawczym, otwartym wobec ludzi, których się spotyka.
Które państwa Azji Centralnej udało się Pani jeszcze odwiedzić?
Byłam w Uzbekistanie, Kirgistanie, Tadżykistanie, a teraz na dłużej zatrzymałam się w Kazachstanie.
Kim są Pani uczniowie?
Moi uczniowie to młodzież ze Szkoły – Gimnazjum nr 23, która chodzi do klasy polskiej – jedynej takiej w Ałmaty i okolicach. Oprócz tego uczę dorosłych na kursach wieczorowych i sobotnich dla początkujących i zaawansowanych. Motywacje uczących się polskiego, zarówno młodych, jak i dorosłych są bardzo podobne – część chce znać nasz język, ponieważ ma korzenie polskie, inni planują studia w Polsce, a ostatnia grupa, to osoby traktujące naukę polskiego jako hobby, ponieważ jest to egzotyczny, ciekawy język.
Co przeciętny mieszkaniec Kazachstanu wie o Polsce?
Bardzo różnie to wygląda. Jedni nawet nie wiedzą, że Polska leży w Europie, inni potrafią wymienić znanych sportowców, np. Lewandowski, a niektórzy wspominają serial „Czterej pancerni i pies”. Sporo osób wie, że mówimy „pan/pani”. Oczywiście ta wiedza o naszym kraju w środowisku polonijnym jest większa.
Pani również zaczęła uczyć się kazachskiego. Jakie są Pani dotychczasowe wrażenia związane z tym językiem i jego nauką?
Myśl o nauczeniu się kazachskiego pojawiła się u mnie jeszcze przed wyjazdem. Kupiłam nawet książkę o tym języku. Chyba jednak nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo będzie mi on potrzebny w Ałmaty. Wielu osobom wydaje się, że znajomość rosyjskiego wystarczy, ale ja do nich nie należę. Bardzo szybko zrozumiałam, że nie poznam ludzi, kultury, tradycji tego kraju, jeśli nie nauczę się kazachskiego. Zaczęło się niewinnie od zakładu z moimi uczniami. Nie mogli się nauczyć pisowni polskich liczebników. Wydawało mi się, że zrobiłam wszystko – dodatkowe ćwiczenia, gry, zabawy, poprawy – nic nie pomogło. Bardzo frustrowało to i mnie, i moich uczniów. Wtedy wpadłam na pomysł – zakład – ja nauczę się pisać cyfry po kazachsku, oni po polsku. To był początek mojej przygody z tym językiem. Ogromną radość sprawia mi to, że rozumiem już pojedyncze słowa. Umiem naprawdę bardzo niewiele, ale wszędzie staram się ćwiczyć – w taksówce, na bazarze. Zauważyłam też, że Kazachowie bardzo to doceniają, no i trochę ich to bawi, ale tak pozytywnie. Ostatnio w taksówce jechałam ze starszą Kazaszką i mówiłam jej cyfry, a ona opowiedziała mi bardzo ciekawą historię. Latem, kiedy był upał, chciała spytać kogoś o drogę. Patrzy, a tam stoi piękna para wysokich ludzi. Pomyślała, że to Rosjanie i zapytała po rosyjsku. Chłopak odpowiedział płynnym kazachskim, na dodatek zwracając się do niej, jak na wsi „siostro”. Pani była w takim szoku, że zapomniała, gdzie chciała iść. Okazało się, że to Amerykanie, którzy pracują w Ałmaty. Powiedzieli, że nauczyli się kazachskiego, bo żyją w tym kraju i chcą poznać jego tradycję i kulturę. Dokładnie dlatego ja chcę znać ten język.
Co w języku kazachskim sprawia Pani trudność, a co wydaje się łatwe?
Jeśli jest coś takiego, jak zdolności językowe, to ja zupełnie jestem ich pozbawiona. Nauka nowego języka zawsze wymaga ode mnie dużo pracy i wysiłku. W języku kazachskim najtrudniejsza wydaje mi się wymowa. Przed chwilą zaczęłam słuchać kursu audio, który niedawno kupiłam. Pierwsze co przyszło mi do głowy, to pytanie „Czy ja na pewno nie oszalałam??? Czy jest możliwe, żebym tak kiedykolwiek mówiła???” Ale nie poddaję się! Na pewno naukę ułatwi mi to, że jestem otoczona przez ten język, słyszę go codziennie.
A jakie trudności mają mieszkańcy Kazachstanu z językiem polskim, poza wspomnianymi już liczebnikami?
Myślę, że trudna jest dla nich wymowa i pisownia – te nasze „ś, ć, dź, sz, cz, rz” itd. Ciągłego ćwiczenia wymaga również odmiana wyrazów. Podobieństwo między językiem polskim i rosyjskim to dla uczącego się szczęście i przekleństwo jednocześnie.
W Polsce była Pani niezwykle aktywna w sferze edukacji filmowej. Czy w kazachskim kinie znalazła Pani coś wartego polecenia?
Uwielbiam kino i staram się systematycznie chodzić na filmy kazachskie. Traktuję to jak swego rodzaju los wygrany na loterii – nigdy w Polsce nie zobaczyłabym tylu produkcji z Azji Centralnej. Do nas te filmy po prostu nie docierają albo pojawiają się sporadycznie na festiwalach filmowych. Kiedy wybieram się do kina w Ałmaty, to pierwszym kryterium jest właśnie kraj produkcji. Byłam na zrobionym z wielkim rozmachem filmie historycznym „Казахское ханство. Алмазный меч”/ „History of the First Kazakh Khans. The Diamond Sword” / „Қазақ хандығы. Алмас қылыш”. Jest to część cyklu, który powstał z okazji 25-lecia niepodległości Kazachstanu. Chodzę też na komedie ( np.”Бизнес по-казахски” / „Biznes po kazachsku”, „Наурыз.kz”/ „Nauryz.kz”), ponieważ wydaje mi się, że dzięki temu mogę poznać lepiej kulturę, obyczaje i zwykłe życie tego kraju. Ale muszę przyznać szczerze, że wciąż czekam na film kazachski, który naprawdę mnie zachwyci.
Jako że prowadzę też blog o Kirgistanie, zapytam przy tej okazji, czy zapadł Pani w pamięć jakiś kirgiski film?
Niestety, jeszcze nie udało mi się obejrzeć nic z kinematografii kirgiskiej, ale jestem w Kazachstanie dopiero 5 miesięcy, wiec wszystko przed mną. W Ałmaty jest Klub Filmowy w kinie „Cezar”, działający jak polskie DKF -y, ale niestety spotkania są w czasie, gdy prowadzę lekcje. Bardzo żałuję, że nie mogę uczestniczyć w projekcjach i rozmowach o filmach, ponieważ wyświetlane są tam ciekawe, ambitne produkcje. W multipleksach można zobaczyć filmy amerykańskie, europejskie, kazachskie i sporo kina rosyjskiego.
Na wielu blogach Polaków mieszkających za granicą pojawia się temat pięciu rzeczy z Polski, których ich autorom brakuje w danym kraju. Jakich elementów polskiej rzeczywistości brakuje Pani w Ałmaty? Niekoniecznie musi ich być pięć.
Brakuje mi jedynie bliskich. Podczas swoich podróży staram się próbować tego, co lokalne, czego nie ma w Polsce. W Ałmaty robię to samo. Moja przyjaciółka z Kazachstanu, Swietłana, na początku naszej znajomości wysyłała mi zdjęcia znalezionych w sklepach polskich produktów, np. kaszy, mrożonek i wielu innych rzeczy. Ale ja zawsze jej mówię, że całe życie miałam to w Polsce, w Ałmaty chcę jeść to co Kazachowie. Śmiejemy się, że mamy na odwrót – ona szuka tego, co europejskie, a ja tego, co azjatyckie. Doceniam to, co tu mam – pyszne lepioszki, granaty, pomarańczowe cytryny z Uzbekistanu, cudowną herbatę – mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Bardzo interesuje mnie też inna kultura, obyczaje, odmienny od naszego sposób życia. Zawsze staram się szanować zwyczaje ludzi w kraju, w którym mieszkam lub po którym podróżuję, dowiedzieć się czegoś więcej o świętach, uroczystościach. Cieszy mnie, kiedy mogę uczestniczyć w ich życiu. Naprawdę nie wiem, czego mogłoby mi brakować… Najważniejsi są ludzie i nastawienie do otaczającego nas świata.
Zaintrygowały mnie te pomarańczowe cytryny. Co to za owoc?
W Uzbekistanie są 3 rodzaje cytryn – żółte, pomarańczowe i zielone (ale to nie limonki). Ten owoc nie jest tak kwaśny, jak nasze cytryny. Nie spotkałam go nigdzie indziej, więc bardzo się cieszę, że można w Ałmaty kupić produkty z Uzbekistanu. Uwielbiam herbatę z pomarańczową cytryną i miętą. Uzbeckie owoce i warzywa są tu owiane jakąś legendą – w Tadżykistanie też na bazarze z dumą sprzedają samarkandzkie pomidory. Trzeba przyznać, że wszystkie te produkty są bardzo smaczne.
Ma Pani jakąś ulubioną kazachską, uzbecką lub tadżycką potrawę?
Tak, oczywiście – pyszne są takie potrawy jak: płow (pilaw), dolma i lagman.
Czy są jeszcze jakieś elementy kazachskiej rzeczywistości, które chętnie przeniosłaby Pani do Polski?
Ja chyba dość szybko się przyzwyczajam do rzeczywistości, w której żyję i staram się znaleźć jej pozytywne strony. Znowu przychodzą mi do głowy ludzie, za którymi będę tęsknić w Polsce. No może jeszcze przeniosłabym pod Warszawę góry.
Od stycznia tego roku Polacy mogą pojechać do Kazachstanu bez wizy. Co poradziłaby Pani polskim turystom wybierającym się tam po raz pierwszy?
To bardzo trudne pytanie, bo każdy ma swój styl podróżowania i oczekuje czegoś innego. Kazachstan jest tak dużym krajem, że chyba przede wszystkim trzeba się zastanowić, co chcielibyśmy zobaczyć – step, jurty, miejsca historyczne, góry, jakiś konkretny region? Na pewno przyda się znajomość języka rosyjskiego, chociaż młodsze pokolenie czasami mówi po angielsku. Jeśli ktoś chciałby zwiedzić kilka regionów, to warto pamiętać o zróżnicowanych temperaturach. Ja znam na razie Ałmaty i okolice, byłam też w Astanie – czyli turystycznie nie jest to dużo. Pod koniec maja wybieram się na zwiedzenie innych miejsc w Kazachstanie i wtedy mogłabym więcej powiedzieć o środkach transportu, dotarciu do ciekawych miejsc, itd. Ale podczas podróży na pewno można liczyć na pomoc i życzliwość Kazachów.
Dziękuję za rozmowę i życzę wielu ciekawych odkryć.