Człowiek-góra, czyli życie Tügölbaja Sydykbekowa – część II

Ciąg dalszy artykułu Osmonakuna Ibraimowa o kirgiskim pisarzu i dysydencie Tügölbaju Sydykbekowie.

Człowiek-góra, czyli o Tügölbaju Sydykbekowie, dysydencie (część II)

Osmonakun Ibraimow

(oryginał artykułu)

(część I)

Pewnego razu podczas kolejnego zjazdu republikańskiego Związku Pisarzy udzielono głosu Sydykbekowowi, przypominając, że według regulaminu ma pięć minut. Zjazdowi przewodniczył Czyngiz Ajtmatow, będący wówczas prezesem Związku Pisarzy Kirgistanu. W prezydium siedzieli prawie wszyscy przedstawiciele władz republiki. Wszyscy bali się, żeby Sydykbekow znowu nie wywinął jakiegoś numeru w ich obecności, a także w obecności odpowiedzialnych przedstawicieli KC partii z Moskwy. Lecz pisarz i tym razem pozostał wierny samemu sobie: powiedział, że na dwóch poprzednich zjazdach pisarzy uparcie odmawiano mu prawa głosu, więc będzie mówił przez całe piętnaście minut, i zaczął mówić takie rzeczy, od których obecnym włos jeżył się na głowie. Jego wystąpienie wywołało efekt porównywalny z wybuchem bomby. Pragnę przypomnieć, że nie był to okres pieriestrojki i głasnosti, lecz najgłębszego zastoju epoki Breżniewa.

Zwracając się do władz republiki i przedstawicieli Moskwy, pisarz zażądał m. in. wyjaśnienia następującej sprawy: jeśli w kosmos wysyła się nie tylko ludzi, lecz także naszych braci mniejszych, którym udaje się wrócić żywymi i zdrowymi, dlaczego do tej pory na pokładzie statku kosmicznego nie znalazło się miejsca dla choćby jednego przedstawiciela radzieckich mniejszości narodowych? Tak właśnie zapytał: czyżby mieszkańcy Azji Środkowej nie byli w stanie zastąpić choćby psów w warunkach tego równouprawnienia, o którym trąbi się ze wszystkich stron? Następnie poruszył kwestie języków, białych plam historii, szkół z językiem kirgiskim jako wykładowym, pojęcia „starszego brata”, które na dobre zadomowiło się w oficjalnym leksykonie politycznym. Otwarcie zadał pytanie o „ojcowską troskę” partii o literaturę, którą sprowadzono do służebnej roli wobec polityki.

Ogromna sala Filharmonii Narodowej, w której zgromadził się kwiat kirgiskiej inteligencji, huczała, lecz oklaski rozlegały się dość rzadko. Wielu ogarnął strach i z obawy, że zostaną zauważeni na tak niezręcznym posiedzeniu, w pośpiechu opuszczali salę i więcej nie wracali. Inni po prostu się bali, żeby nie zauważył ich ktoś z prezydium i nie zniszczył im życia i kariery. Lecz ten postępek Tügölbaja Sydykbekowa wcale nie był nieoczekiwany dla jego bliskich znajomych. Chodziło o to, że już dużo wcześniej legendą stała się jego odmowa przyjęcia państwowej nagrody, w zuchwałej jak na te czasy formie, o czym będzie mowa później.

Tu należy podkreślić, że mimo wszystko Sydykbekow nie był kirgiskim nacjonalistą ani zagorzałym poczwiennikiem1, który żyłby w wąskim światku swoich szczególnych przekonań i poglądów etnokulturowych i nie rozumiał, dokąd zmierza świat, kraj, a także republika, która na jego oczach zmieniła się nie do poznania. Nie. Pisarz był człowiekiem o szerokim umyśle, potrafiącym dostrzec realne życie przez pryzmat historii swojego narodu, a nie nihilistą odrzucającym nowe czasy i nowe czynniki wynikające z życia. Jednakże do tego stopnia przesiąkł historycznym postrzeganiem istoty teraźniejszości i znaczenia przeszłości, że stał się, powtórzę, żywym ucieleśnieniem „łączności czasów”, tj. i starcem, i młodzieńcem, o umyśle koczownika, a równocześnie prawdziwym inteligentem, jak gdyby duchowym centaurem, swoistym Dersu Uzałą2 z książek Arsenjewa, tylko z kirgiską duszą. Tak stał się pierwszym kirgiskim dysydentem. Pozostając wystarczająco lojalnym wobec władzy radzieckiej, pamiętając jej historyczne zasługi wobec Kirgizów, pisarz tymczasem bardzo niepokoił się wszystkimi wydarzeniami w republice, nie bał się otwarcie spierać z władzą, ściągając na siebie gniew i niezadowolenie miejscowej elity partyjnej.

Strategia ideologiczna KPZR, ukierunkowana na przemilczanie nie tylko naszej przeszłości, lecz także innych narodów, była faktycznie oburzająca i na swój sposób upokarzająca. Właśnie to było jednym z głównych motywów protestów Sydykbekowa i jego wieloletnich rozdźwięków z władzami. A skutkiem partyjnych prześladowań stało się to, że nie mógł opublikować swojej powieści historycznej o życiu dawnych Kirgizów na brzegach Jeniseju, czyli Enesaju. Władze otwarcie drwiły z pisarza, nagradzając go na 60 urodziny zaledwie dyplomem honorowym Rady Najwyższej Kirgizji. Wyobraźcie sobie – jednego z twórców podstaw kirgiskiej literatury pisanej, laureata Nagrody Stalinowskiej, żywego klasyka postanowiono nagrodzić dyplomem, podczas gdy wielu zręcznych karierowiczów otrzymywało ordery i inne najwyższe odznaczenia państwowe.

Lecz odpowiedź klasyka kirgiskiej literatury była godna i niemal chrestomatyczna – przez kilka lat odmawiał oficjalnego przyjęcia dyplomu. Wówczas, straciwszy całą nadzieję na ceremonialne wręczenie, urzędnicy postanowili wysłać dyplom pocztą.  Sydykbekow nie byłby Sydykbekowem, gdyby przełknął to w milczeniu. Pisarz zdecydował się na niemal niewyobrażalną zuchwałość: otrzymawszy nagrodę państwową w banderoli, umieścił dyplom w innej kopercie i zwrócił go na adres Rady Najwyższej, nie zapomniawszy przy tym napisać kilku zjadliwych fraz pod adresem władz.

 Ostatnie lata życia tego wielkiego człowieka były niełatwe. Dręczyła go przede wszystkim choroba. Nie mógł już pisać ani ręcznie, ani na maszynie. Równocześnie nie dawali mu spokoju początkujący pisarze i ludzie przychodzącymi z różnymi sprawami, zwłaszcza gdy zaczęły się samowole budowlane wokół Biszkeku. W dużym stopniu dzięki niemu i jego wsparciu moralnemu ludzie zdołali wówczas obronić swoje domy i zameldować się w stolicy. Przedstawicieli rdzennego narodu przez dłuższy czas niechętnie dopuszczano do centrum republiki, istniały twarde zapory, a zameldować się tak po prostu w stolicy się nie dało. Poparcie ze strony takich osobistości jak Sydykbekow, którego na górze i szanowano, i bano się, znaczyło bardzo wiele.

Niepodległość Kirgistanu Sydykbekow przyjął godnie – bez histerycznego „hurra”, lecz także bez paniki, bez zbędnej egzaltacji. I gdy wybrano pierwszego prezydenta niepodległej Republiki Kirgiskiej, wszyscy uważali, że tylko on jest godzien udzielić błogosławieństwa Askarowi Akajewowi.

Sydykbekow, nawet chory, lubił spotykać się z ludźmi. Lecz siły go już wyraźnie opuszczały. Być może były poważne problemy z opieką nad nim. Wkrótce go zabrakło i była to wielka strata nie tylko dla kirgiskiej literatury, lecz także dla całego naszego kraju i narodu.

Prosił, by go pochować obok jego żony we wsi Bajtike, na zwykłym cmentarzu, lecz rządowa komisja ds. jego pogrzebu, bojąc się opinii publicznej, postanowiła pochować go w panteonie narodowym Ała-Arcza. Warto wspomnieć też to, że Sydykbekow po śmierci swojej małżonki nie ożenił się ponownie, dlatego że na jej pogrzebie publicznie przysiągł, że nie będzie więcej dzielił z nikim łoża. Takim był człowiekiem.

Ostatni tomik poezji Sydykbekowa ukazał się pod tytułem „Przeżyłem tysiąc lat”. Tak ten duchowy olbrzym z zadziwiającą organicznością i konsekwencją ucieleśniał ciągłość i jedność naszej dawnej historii i narodowych dążeń do wolności.

Gdy jeszcze żył, wiedzieliśmy i czuliśmy, że naród ma swoje żywe sumienie w osobie Tügölbaja Sydykbekowa. Dziś nie mamy takiej moralnej i ludzkiej wielkości, jak on.  Ludzie są dwulicowi i pazerni. I bardzo wielu jest mankurtów3, odrzucających własną przeszłość.

Tak, trzeba rozumieć, że tacy jak Sydykbekow i Ajtmatow nie rodzą się co dzień ani co roku. To tak, jak z górskimi masywami, powstającymi w wyniku głębinowych ruchów tektonicznych o ogromnej sile.

Tym znaczniejsze i widoczniejsze z pozycji dzisiejszego dnia są kontury takich postaci jak Tügölbaj Sydykbekow. Mamy obowiązek o nim pamiętać i opowiadać nowym pokoleniom Kirgistanu.

Szkoda, że wielkiego syna kirgiskiego narodu nie ma dziś wśród nas. Lecz jakie szczęście miał kraj i naród, że taki człowiek był. On był i pozostanie dla nas epoką, prawdziwym obywatelem, Człowiekiem-Górą w dosłownym i przenośnym znaczeniu tego słowa.

Przypisy

1 Aluzja do poczwiennictwa, XIX-wiecznego nurtu w rosyjskiej literaturze, myśli filozoficznej i społecznej, głoszącego m. in. potrzebę ponownego pojednania inteligencji z ludem, który miał lepiej od niej zachować tradycyjne rosyjskie wartości. Jednym z prekursorów poczwiennictwa był Fiodor Dostojewski.

2 Dersu Uzała (Дерсу Узала; 1849-1908) – nanajski myśliwy z Kraju Ussuryjskiego, opisany w książkach rosyjskiego wojskowego i badacza Dalekiego Wschodu, Władimira Arseniewa. Sławny także jako bohater filmu Akiry Kurosawy „Dersu Uzała”, w którym tytułową rolę zagrał tuwiński aktor Maksim Munzuk (Максим Мунзук). Co ciekawe, w filmie wystąpił także sławny kirgiski aktor Süjmönkuł Czokmorow (Сүймөнкул Чокморов). Jeszcze większą ciekawostką jest to, że w RFN film wszedł na ekrany pod wprowadzającym w błąd tytułem „Usala der Kirgise” czyli „Kirgiz Uzała”. Tymczasem Nanajowie, z których wywodził się Dersu Uzała, należą do narodów tunguskich i nie mają nic wspólnego z Kirgizami.

3 Mankurt – pojęcie wprowadzone przez Czyngiza Ajtmatowa w powieści „Dzień dłuższy niż stulecie”. Według przytoczonej w książce legendy oznacza jeńca, który wskutek długotrwałych tortur utracił świadomość o swoim pochodzeniu i stał się niewolnikiem ślepo posłusznym swojemu panu. W przenośni także określenie człowieka, który nie pamięta o swoich korzeniach.


Oznaczone , , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *