„Przede wszystkim trzeba czytać” – rozmowa z Alicją Michalak

Stambuł

Nawet jeśli obchody Roku Języka Tureckiego już dawno się zakończyły, nic nie stoi na przeszkodzie, by tu, na blogu, trwał on dalej. Dziś o nauce języka tureckiego, studiach turkologicznych, Erasmusie w Turcji i kursie językowym w Kazachstanie opowiada Alicja Michalak.

Jaki był Pani pierwszy kontakt z językiem tureckim?

Z językiem tureckim nie miałam nic do czynienia aż do czasu rozpoczęcia studiów turkologicznych. Po raz pierwszy w ogóle usłyszałam go na pierwszych zajęciach na uczelni. Z perspektywy czasu ciężko mi nawet powiedzieć co skłoniło mnie do wyboru tego kierunku – turecki wydał mi się  chyba orientalny i nieoczywisty. Tę moją ówczesną ignorancję chyba najlepiej ilustruje fakt, że zapytana przez koleżankę czy turecki jest zapisywany alfabetem arabskim odpowiedziałam „nie…”, ale po powrocie do domu natychmiast wstukałam w wyszukiwarkę hasło „turecki alfabet” i widząc wyniki odetchnęłam z ulgą.

Alicja Michalak

Jakby nie patrzeć, kiedyś turecki był zapisywany po arabsku. Jeśli zaś chodzi o same studia turkologiczne – jest Pani teraz zadowolona ze swojego wyboru?

Tak. Pamiętam, że pierwszy semestr studiów minął mi tak przeciętnie – ani dobrze, ani źle. Ale przyszedł taki moment, sama nie wiem kiedy, że stwierdziłam, że te studia mają sens tylko jeśli naprawdę się w nie zaangażuję. Najpierw trochę się zmuszałam do dodatkowej pracy, ale z czasem zaczęła mi ona przychodzić łatwiej, a nawet sprawiać przyjemność. Na mnie motywująco działało studiowanie w małej grupie. Kiedy mieliśmy zająć się organizacją jakiegoś wydarzenia (corocznie organizowany był tzw. Wieczór Azjatycki), po prostu się za to brałam, chociaż w większej grupie wyszłabym z założenia, że ktoś inny zrobi to lepiej. A po tym, jak w wakacje po pierwszym roku wyjechałam z kolegą z roku w pierwszą autostopową podróż po Turcji, wiedziałam, że to jest to. To był chyba taki moment przełomowy. Jak w życiu, tak i w turkologii bywają wzloty i upadki – ja potrzebowałam roku przerwy przed rozpoczęciem studiów magisterskich – ale nie żałuję, że zdecydowałam się na ten kierunek.

Czy podobnie było z samą nauką języka tureckiego?

Szybko doszłam do wniosku, że języka nikt mi do głowy nie włoży i to głównie ode mnie zależy to, w jakim stopniu go opanuję. Z czasem nauka stawała się przyjemniejsza, bo zamiast bajek Disneya z tureckim dubbingiem mogłam oglądać normalne filmy, a zamiast prostych artykułów w Internecie zaczęłam czytać turecką literaturę. Ale najważniejsze były dla mnie chyba rozmowy z Turkami. Pod tym względem najlepszą szkołą językową był dla mnie autostop. Siedząc w samochodzie z obcymi ludźmi przez kilka godzin człowiek w naturalny sposób uczy się wypowiadać na najróżniejsze tematy.

Co w języku tureckim jest łatwe dla Polaków, a co trudne?

Wiele osób mówi, że turecka gramatyka jest trudna, ponieważ bardzo różni się od naszej. Ale dla mnie nauka tureckiej gramatyki to przyjemność, bo wszystko układa się w jedną, logiczną całość. Trzeba się tylko przyzwyczaić do tego, że logika języka tureckiego i polskiego różnią się od siebie. Elementy, które obecnie sprawiają mi największą trudność, to zapożyczenia z perskiego i arabskiego: zapożyczone słowa, pojawiające się w nich długie samogłoski… Te obce elementy nie należą do wspomnianej logiki języka tureckiego i dlatego są dla mnie trudniejsze.

Czy w Polsce są dostępne dobre materiały do nauki?

Przyznam, że słabo się orientuję, ponieważ na zajęciach korzystaliśmy głównie z materiałów tureckojęzycznych, czasem turecko-angielskich. Szukając później dodatkowych materiałów raczej również używałam języka tureckiego.

Co z tych rzeczy mogłaby Pani polecić?

Na zajęciach korzystaliśmy najpierw z książek Yeni Hitit, wydaje mi się, że one są dobre na początek. W Internecie jest też sporo materiałów audio dla początkujących. Warto korzystać i ćwiczyć na ich podstawie wymowę. W późniejszych stadiach nauki podręczniki są moim zdaniem coraz mniej przydatne.

Warto korzystać ze słowników jednojęzycznych (dostępne na stronie internetowej Instytutu Języka Tureckiego – Türk Dil Kurumu, TDK), ja lubię też niektóre słowniki turecko-angielskie.

Przede wszystkim trzeba czytać. Tu nie chcę nic polecać, bo najważniejsze, żeby czytać o sprawach, które nas interesują. Wtedy nauka staje się przyjemniejsza i co za tym idzie bardziej efektywna.

Jakie są Pani ulubione tureckie filmy i książki lub ich autorzy?

Trudne pytanie. Lubię Elif Şafak, a bardziej u nas znany Orhan Pamuk w moim odczuciu czasem trochę za bardzo przedłuża. Ostatnio czytam Cengiza Dağcı, który pisał po turecku, choć sam był Tatarem krymskim. Nie jest to lekka lektura do poduszki, autor opisuje losy Tatarów w czasach II wojny światowej. Dużo się u nas o II wojnie pisze, ale w większości tylko z polskiego punktu widzenia…

Jeśli chodzi o filmy, to lubię na przykład: „Anlat İstanbul” – ukazujący ciemną stronę Stambułu; „Güneşi gördüm” – o losach kurdyjskiej rodziny po tym, jak została wysiedlona z rodzinnej wioski; „Babam ve oğlum” („Mój ojciec i mój syn”) – film, podczas którego podobno nie da się nie płakać; niektóre komedie Cema Yılmaza i jego stand-upy.

Nie oglądam tureckich seriali. Są zdecydowanie za długie i nigdy się nie kończą.

Zgadzam się w zupełności, jeśli chodzi o literaturę dotyczącą II wojny światowej – dlatego tak bardzo cenię kirgiskiego pisarza Czingiza Ajtmatowa. Chętnie więc dowiem się więcej o jego tatarskim imienniku. Jak doszło do tego, że Cengiz Dağcı trafił do Turcji?

Dobre pytanie, ale odpowiedź jest dość zaskakująca. Cengiz Dağcı nigdy nie trafił do Turcji. Mimo, że nigdy tam nie był, swoje książki pisał po turecku. Wymagały one oczywiście potem większej edycji, niż książki pisane przez tureckich autorów, ale efekt końcowy jest godny podziwu. To są po prostu dobrze napisane książki.

Cengiz Dağcı przeżył piekło II wojny światowej i nazistowskiego obozu koncentracyjnego, więc jego pisanie nie bierze się znikąd. Po wojnie trafił na zachód Europy i osiadł w Londynie, gdzie zmarł w 2011 roku.

Dokąd trafiła Pani w ramach programu Erasmus?

Po raz pierwszy pojechałam na wymianę na trzecim roku studiów licencjackich – do Stambułu. Obecnie, na drugim roku studiów magisterskich, korzystam z programu Erasmus po raz drugi – tym razem zdecydowałam się na wyjazd do Izmiru. Muszę przyznać, że chociaż Stambuł dużo bardziej podoba mi się jako miasto, w Izmirze żyje mi się dużo przyjemniej. Przepiękny, pełen zadziwiających kontrastów Stambuł oznacza dla mieszkańca wszechobecny tłok i godziny spędzane codziennie w komunikacji miejskiej, Izmir natomiast jest znacznie przestronniejszy, ma przyjemny klimat, a ja osobiście miałam tu dużo więcej szczęścia przy wyborze mieszkania i, co za tym idzie, współlokatorów. Poza wyjazdami stypendialnymi miałam też sporo możliwości wyjazdów turystycznych, więc można powiedzieć, że udało mi się zwiedzić już sporą część Turcji.

herbata

Jak wygląda codzienność na Erasmusie w Turcji? Czy tamtejszy uniwersytet jest dobrze przygotowany do przyjęcia studentów z wymiany, a poszukiwanie zakwaterowania i formalności związane z pobytem nie spędzają snu z powiek?

Pod tym względem lepiej było w Stambule. Tutaj, w Izmirze, chociaż mamy aż dwie koordynatorki Erasmusa na około dwudziestu studentów zza granicy, nic nie jest załatwione na czas. Jedynym sposobem na uzyskanie z ważnych dokumentów z uczelni jest chyba konsekwentne przypominanie o nich odpowiednim osobom. W końcu mają dość takiego namolnego studenta i załatwiają sprawę. Jeśli chodzi o pozauczelniane sprawy, nie spodziewałam się pomocy z uniwersytetu i od razu sama się za nie zabrałam, ale nie sądzę, że uczelnia oferuje takie wsparcie studentom zagranicznym.

Czy, przebywając na tureckim uniwersytecie, zetknęła się Pani z obchodami minionego już Roku Języka Tureckiego?

Nie. Ale przyjechałam tu dopiero kilka tygodni temu, już w 2018 roku.

W tym roku Turkijską Stolicą Kultury jest Kastamonu. Czy miała Pani okazję odwiedzić to miasto?

Jak dotychczas tylko przejazdem.

Podróżowała Pani także do innych krajów turkojęzycznych?

Tak, byłam na kilka dni w Azerbejdżanie oraz już na dłużej w Kazachstanie i w Kirgistanie. W Kirgistanie byłam typowo turystycznie, a w Kazachstanie uczestniczyłam w letnim kursie językowym.

góry

Udało się Pani opanować kazachski?

U nas, na poznańskiej turkologii, kazachski jest wykładany równolegle z tureckim, choć w mniejszym wymiarze godzin. Dla mnie nauka kazachskiego była dużo trudniejsza między innymi ze względu na to, że nie miałam stałego kontaktu z żywym językiem. Dlatego zdecydowałam się na wyjazd. Jak się okazało, byłam pierwszą studentką z Polski, która zdecydowała się na letni kurs językowy w Kazachstanie. Z tego co wiem w tym roku było tam już kilka osób.

kokpar

Cała organizacja wyjazdu i pierwsze dni na miejscu były dość chaotyczne, ale sam kurs był na dobrym poziomie. Przy tym miałam sporo czasu na odkrywanie kraju na własną rękę, bo zajęcia odbywały się tylko trzy razy w tygodniu.

Czy Pani plany na przyszłość, tj. po ukończeniu studiów, również wiążą się z turkologią?

W jakimś stopniu na pewno nie chcę tracić kontaktu z językiem. W moim przypadku jednak sporo zależy od rynku pracy, ponieważ po studiach planuję przeprowadzkę na Słowację, a tam pracy z tureckim jest mniej niż w Polsce.

Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę powodzenia.


Oznaczone , , , , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *