Turcja okiem przewodnika i tłumacza – rozmowa z Moniką Szklanny-Kaçar

zegar

Rok Języka Tureckiego trwa, a na blogu kolejny wywiad. Jest to spojrzenie na Turcję z punktu widzenia przewodnika turystycznego i tłumacza przysięgłego w jednym – Moniki Szklanny-Kaçar, autorki blogu Turcja… dum spiro spero.

Jaki był Pani pierwszy kontakt z językiem tureckim?

Przyjazd turystyczny do Turcji w 1999 r. i próba zrozumienia tego, co mówią. Nigdy wcześniej nie słyszałam tego języka. Nie miałam tez pojęcia o Turcji większego niż pozycja tego kraju na mapie. Turecki jawił mi się jak zlepek słów szeptanych pod nosem przez ludzi.

Jak więc doszło do tego, że związała się Pani z Turcją na dłużej?

Na wyjeździe poznałam mego przyszłego męża. Był moim przewodnikiem po Efezie. Pobraliśmy się rok później i przeżyliśmy wspólnie 16 lat. Wyjechaliśmy po ślubie do Polski. Jednak po 6 miesiącach zdecydowaliśmy się na zamieszkanie w Turcji. Mój mąż chciał nadal wykonywać zawód przewodnika, wiec poprosił mnie, byśmy wrócili do Turcji.

I wówczas zaczęła się Pani uczyć języka?

Zaczęłam się z nim osłuchiwać. Zaraz po przyjeździe postanowiłam, że nauczę się tego języka dla siebie i innych. Ze względu na szacunek do Turków. W końcu miałam mieszkać w ich kraju i się z nimi porozumiewać.

Jeszcze w Polsce chciałam być tłumaczem. Udało mi się w 2008 r. i zostałam tłumaczem przysięgłym.

Jednak od 2000 r. pracowałam sama nad moim językiem, a w 2001 r. otrzymałam pomoc od rodziny męża, wujka i ciotki, którzy ze mną stale przebywali przez miesiąc, gdy mój mąż odbywał służbę wojskową. Ja u nich pomieszkiwałam bo tak jest zgodnie z tradycja turecka. Nie chciałam mieszkać przy teściach na wsi. Krążyłam przez 2 miesiące po domach rodziny męża. Pracowałam ze słownikami turecko-angielskim i turecko-niemieckim. Słownik turecko-polski wydany przez UJ był słaby i pełen archaizmów. Jak kleciłam zdanie, to wszyscy padali ze śmiechu, skąd te słowa wzięłam.

Osłuchanie się z językiem zajęło mi około roku do dwóch lat. Pracowałam ze słownikami, ludźmi i magazynami, które dostarczał mi przyjaciel męża i kolega latający w pewnych liniach lotniczych jako szef kabiny. Takie magazyny były w dwóch wersjach językowych, tureckiej i angielskiej.

Miałam problem z dogadaniem się, zwłaszcza, że Turcy w większości mówili tylko po turecku. Nie mogli znieść tego, że zaglądałam do słownika. Nie było Internetu, a komórki dopiero wchodziły na rynek. Nie było nic innego do nauki dla kogoś, kto nie miał funduszy na kurs języka tureckiego. Tym bardziej ludzie mnie cenią za to, co osiągnęłam. Starałam się by to, czego się uczę, było poprawne gramatycznie. Nie uczyłam się od byle kogo. Tylko od tych, których wskazał mi mój mąż. Słuchałam tez tylko tych stacji radiowych, w których mówiono poprawnym tureckim. W późniejszym czasie, gdy kupiliśmy w 2003 roku telewizor, to podobnie selekcjonowałam programy.

koty

Czy w Turcji istnieje jakiś odpowiednik polskiego tłumacza przysięgłego?

Tłumaczem przysięgłym zostaje się wtedy, gdy zna się wystarczająco język turecki i udowodni się ukończenie szkół. Nie jest ważny profil, lecz znajomość języka. Ja przedstawiłam dyplomy, od językowych po świadectwa wykształcenia. W sumie teraz wystarczy, że prezentuję licencję przewodnika – wówczas automatycznie mam prawo do tłumaczenia wpisanych w niej języków. Ponadto trzeba być pełnoprawnym obywatelem tureckim. Musi być również zapotrzebowanie na tłumacza w danej grupie językowej, wtedy biura tłumaczeń wprowadzają nas do świata tłumaczy przysięgłych. Zaprzysiężenie następuje u notariusza i to właśnie u niego ma się potem rejestr. Jeżeli notariusz działa na rynku prawniczym bardzo długo, to utrzymuje rejestr dopóki, dopóty sam tłumacz nie będzie chciał się wyrejestrować. Inni notariusze, nastawieni na robienie pieniędzy, wyrejestrowują tłumaczy bez powiadomienia o tym… tylko dlatego, ze nie otrzymali dostatecznej liczby klientów. To skandal, ale cóż, tak to wygląda.

Jakie są wymagania dla kandydatów ubiegających się o obywatelstwo tureckie?

Nie wiem dokładnie, prawo zmienia się sukcesywnie. Z pewnością rodzinne powiazania typu mąż i dzieci ułatwiają procedurę,  ale dopiero po wielu latach rezydentury tutaj. Jest to długi i mozolny proces, trwa minimum 3-5 lat. Inwestycje, np. zakup nieruchomości, dają status rezydenta, ale nie prawo do obywatelstwa. Trzeba tez choć trochę znać język – wydaje mi się, że wprowadzili taki obowiązek.

morze

Jest Pani także przewodnikiem turystycznym. W jaki sposób zdobywa się takie uprawnienia w Turcji?

Jestem przewodnikiem, w dodatku bardzo poszukiwanym. By zdobyć uprawnienia, należy posiadać obywatelstwo tureckie, wykształcenie wyższe (dyplom przetłumaczony i nostryfikowany) oraz mieć szeroki zasób wiadomości historycznych, kulturowych,  dotyczących języka osmańskotureckiego i ogólnej kultury europejskiej – takie wiadomości, które Turcy zdobywają w szkołach.

Trzeba zdać egzamin wstępny – pisemny test składający się ze 100 pytań na różne tematy, następnie pisemny i ustny egzamin językowy. Do egzaminów językowych przystępuje ten, kto już zdał test.

Po zdanych egzaminach czeka nas sześciomiesięczny kurs zakończony 36-dniową wycieczką objazdową po całej Turcji. Uczestnictwo w wycieczce jest obowiązkowe i sporo kosztuje. Opłaca się je z własnej kieszeni. Tydzień po wycieczce następują egzaminy końcowe z 13 przedmiotów typu historia Turków, archeologia, socjologia, literatura, wprowadzenie do zawodu, architektura, geografia… sporo tego. Jeżeli czegoś się nie zaliczyło, to czeka się na egzamin poprawkowy. Termin egzaminu oraz miasto, w którym się on odbędzie, wyznacza minister turystyki.

Gdy już wszystko jest zaliczone, otrzymuje się licencje. Na potwierdzenie swoich praw otrzymuje się certyfikat , który można zawiesić na ścianie jak dyplom. Nie jest to łatwy proces.

To znaczy, że certyfikat przewodnika daje uprawnienia do pracy na terenie całej Turcji?

Oczywiście, jesteśmy też uznawani za granicą, w większości krajów pozaeuropejskich i niektórych europejskich. Prawo turystyczne chroni nasze prawa do wykonywania tego zawodu. By móc wykonać zlecenie na oprowadzanie po Turcji, konieczny jest szereg umów i zezwoleń.

Czy tureckie prawo turystyczne również rozgranicza zawody pilota wycieczek i przewodnika turystycznego?

Oczywiście. Piloci wycieczek nie mają tu żadnych praw, a za wstępy z grupą płacą jak turyści.

Czy to znaczy, że ich zawód nie jest uregulowany? Nie zdają egzaminu?

Pilotów tu nie ma. Mowa o pilotach z innych krajów. Jak Pani wie, ten zawód w Polsce już dzięki Gowinowi prawnie nie istnieje. Natomiast w Turcji tylko właściciele agencji mogą być pilotami na mniej poważne oprowadzanie. Chyba ze właściciel jest również przewodnikiem, co automatycznie nadaje mu status.

Wiem, że w Polsce nastąpiła deregulacja, ale nie wiedziałam, jak to wygląda w Turcji. Czy Pani jako przewodnik prowadzi własną działalność, czy pracuje na zlecenia?

Wykonuje wolny zawód. Przyjmuje różne zlecenia od agencji i bezpośrednio od klientów. Działam z polecenia. Ci którzy mnie poznali przekazują dalej swoim znajomym a oni swoim.

Jestem też jedynym w całej Turcji przewodnikiem wycieczek religijnych w języku polskim i jednym z nielicznych w języku angielskim.

lawenda

Czy specjalizuje się Pani w konkretnych regionach Turcji, czy też bywa Pani po prostu wszędzie?

Specjalizuję się w Stambule, ale bywam wszędzie i wszędzie jestem tak samo dobra i przygotowana. Jestem typem o sporym potencjale, dzięki Bogu. Moje miejsca to Efez, Kapadocja, Stambuł, Mardin, Urfa, Antalya oraz Morze Czarne aż po granice w Kars i Ani.

Tureckie wybrzeże Morza Czarnego często jest niesłusznie pomijane w programach turystycznych. Co Pani zdaniem jest jego największą atrakcją?

Po pierwsze – piękne góry Pontu. Po drugie – wiele obiektów sakralnych: piękny klasztor Sumela wysoko w górach, oraz Trabzon: kościół, muzeum, meczet… mała Hagia Sofia. Wiele innych rzeczy takich jak centra narciarskie, piękna wiosna i magiczna jesień nad rzekami, górami i jeziorami.

Czy ma Pani jakiś ulubiony region Turcji?

Mój ulubiony region to ten, w którym mieszkam – region egejski, a miasto mych marzeń to Izmir. Tu mamy cudowny mikroklimat, tu leczy się w źródłach termalnych reumatyzm i inne dolegliwości układu kostnego, a także astmę i gruźlice. Gruźlica, choroba nędzy, w Turcji leczona jest za darmo u wszystkich potrzebujących, nie tylko Turków.

grupa

Skąd najczęściej pochodzą grupy, z którymi Pani pracuje?

Z całej Polski, ale najczęściej z Warszawy, Krakowa, Katowic, Poznania i Białegostoku. Poza tym Amerykanie i Australijczycy. Grupy mniej i bardziej wymagające. Często tez biznesmeni, dla których robię tłumaczenia przy fabrykach, zwiedzają ze mną Stambuł. Uczelnie i wykładowcy wybierają zaś zwykle Izmir i Efez.

Dokąd lubią jeździć sami Turcy?

Za granicę i w te regiony Turcji, w których jeszcze nie byli. Turcy w większości mało podróżują, bo to duże koszty. Płacą więcej niż Polak za wakacje w swoim własnym kraju. Podróżuje tylko pewien procent.

Turcy, których znam, jednak zapraszają mnie z mamą do swoich domów. To niesamowite, ilu Turków poznanych na Facebooku czy nawet gdzieś na wyjazdach otwiera przede mną swoje domy. Tacy są gościnni.

Dziękuję za rozmowę.


Oznaczone , , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *